ODKRYWAMY ŚWIAT NATURY PO SWOJEMU

FILMY FOTOGRAFIE SŁOWA DŹWIĘKI

STRONA  ARCHIWALNA  (sprzed 2022 r.)

Wywiad prasowy: Nie ustawi się żubrów... mówi w wywiadzie Jan Walencik – twórca filmów przyrodniczych

Antena, 22–28.11.1996 r.

CYTAT. Wywiad – Marta Kmicic: Nie ustawi się żubrów… mówi w wywiadzie Jan Walencik – twórca filmów przyrodniczych. Źródło: Antena, 22–28.11.1996 r.

Nie ustawi się żubrów… mówi w wywiadzie Jan Walencik – twórca filmów przyrodniczych

– TVP POLONIA ukończyła emisję pańskiego serialu, którego bohaterką jest puszcza…

– Chcieliśmy ukazać z żoną, bo pracujemy razem, symfonię siły, zdrowia i nieśmiertelności jak to powiedział prof. Keller – leśnik. Więc kolejne: odcinki Tętna pierwotnej puszczy były naszym hołdem dla różnych drapieżników. Nie tylko tych, co mają dzioby ostre, krzywe. Potem pokazaliśmy ogrom pracy organizmów pasożytniczych. Dzięki nim wszystko od wieków działa w niezawodny sposób. Bez tych śmierci, małych, dużych, nie byłoby przecież puszczy. A ona trwa. Czy wiedzą państwo, ile kilometrów kwadratowych liczy pulsująca powierzchnia wszystkich liści?! Ile ton wody wędruje w górę i w dół?!

– Więc film był sposobem na oddanie Waszego zachwytu?

– Zupełnie inaczej! Z całym szacunkiem dla Puchalskiego, o którym zrobiliśmy film Puchalszczyzna (niech to brzmi ciepło…) – nie wystarcza zachłystywać się przyrodą, że śpiewa, że się mieni. To jest oglądactwo. Pierwszy kroczek. Fakt, że niektórzy lubią filmy, w których kamera przez 20 minut pokazuje góry z tego samego ujęcia. Można się tym napawać, ale to dobre dla leniuchów.

Zaproponowałem coś więcej. Korzystaliśmy z pomocy wielu profesorów, by zgromadzić całą wiedzę o puszczy, a następnie – krok po kroku – oddać ją środkami filmowymi.

– Czy według Pana różni się praca nad filmem przyrodniczym od pracy przy filmach innych gatunków?

– Całej robocie towarzyszy podobny stres wynikający z odpowiedzialności. Ale scenariusz to tylko spis pobożnych życzeń. Nie ustawi się żubrów… Trzeba się do nich zbliżyć. Raz musieliśmy się znaleźć w środku stada, plus asystent i operator, który nas filmował. Żubry nie uciekły, ale zamókł mikrofon i trzeba było powtarzać. Jestem męczący dla przyrody. Często mam do niej pretensje, że nie chce zagrać tak jak potrafi, jak wiem, że się zachowuje. I wtedy dublujemy. Kilkudziesięciosekundowa scena biegu żubrów zajęła nam w końcu 4 tygodnie. Można była z tego zrezygnować, a u nas to jest: Puszcza ze swym dramatycznym życiem wyszła do widzów.

– Czy Pana film można porównać do przyrodniczych produkcji BBC?

– Rzeczywiście powziąłem zamiar, żeby dorównać tym znanym wzorom i w efekcie zrobiliśmy pierwszy w historii polskiej telewizji serial przyrodniczy. W tych sprawach nie chodzi o pierwszeństwo, ale gdy Peter Jones, producent serialu Na ścieżkach życia, przyjechał na promocyjny pokaz do Tętna pierwotnej puszczy – byłem dumny.

– Zaznaczyliście swoją obecność w filmie…

– Tak, widać nas, gadamy. Oczywiście jesteśmy naturszczykami. Może się jąkamy, może głos nasz beczący, ale to my. Jesteśmy punktem odniesienia. Byliśmy nawet pod ziemią, między korzeniami. Potem wdrapywałem się na wykrot – tarczę leżącego świerku i w dźwięku zostało moje zasapanie. Pan w Gazecie Wyborczej pytał: po co sapanie, po co tętno? Zabolała mnie ta recenzja. Rzeczywiście mieliśmy wyrazistą ścieżkę dźwiękową. Specjalnie zamówiliśmy muzykę. Łatwo byłoby wziąć Vivaldiego i zrobić kilka zdjęć drzew pod światło, ale nas nie interesował pastisz.

Rozmawiała Marta Kmicic

CYTAT. Nieautoryzowany tekst z Anteny,  22–28.11.1996 r.