ODKRYWAMY ŚWIAT NATURY PO SWOJEMU

FILMY FOTOGRAFIE SŁOWA DŹWIĘKI

STRONA  ARCHIWALNA  (sprzed 2022 r.)

Felieton prasowy: Jan Walencik „Swojaczki”

Las Polski, 30.10.2007 r.

CYTAT. Felieton – Wojciech Sobociński: Jan Walencik „Swojaczki”. Źródło: Las Polski, 30.10.2007 r.

Jan Walencik

„Swojaczki”

Współczesna fotografia i film przyrodniczy nie ograniczają się wyłącznie do siedzenia w ukryciach i podchodzenia zwierząt. Zresztą stwierdzenie, że dawniej fotografowanie zwierząt ograniczało się wyłącznie do wymienionych spraw, również byłoby dużym uproszczeniem. Dzisiejszy odbiorca staje się bardziej wymagający i często prócz ładnego zdjęcia wymaga od twórcy całej opowieści o bohaterze. A tej praktycznie nie da się opowiedzieć bez dostępu do zwierząt oswojonych z widokiem człowieka. Nasz dzisiejszy gość – filmowiec i fotograf Jan Walencik – z takimi zwierzętami obcuje na co dzień, choć jak sam twierdzi, mówienie o nich, że są oswojone, nie do końca jest trafne. – Przez wiele długich lat hodowli najróżniejszych zwierząt mamy coraz więcej wątpliwości, m. in. takich, kto z kim się oswaja? Czy to aby my – ludzie – nie za dużo sobie wyobrażamy o naszych współtowarzyszach i czy nasza interpretacja faktów z ich życia jest trafna. Jan Walencik należy do osób, które otwarcie przyznają, że pracują ze zwierzętami hodowlanymi, zwanych przez przekornych, swojaczkami. A trzeba przyznać, że niewielu fotografów ma odwagę mówić o tym wprost.

Czemu ma jednak służyć hodowanie zwierząt i wprowadzanie ich przed obiektyw. – Jeśli bohaterom zdjęć chce się zajrzeć głęboko w oczy, żeby nie powiedzieć w serce, trzeba je przed kamerą mieć. Oczywiście hodowanie zwierząt powinno służyć jakiemuś zamysłowi. W naszym przypadku jest to, trwająca już kilka lat, produkcja dużej serii filmów i książek przyrodniczych. Jeśli chcemy pokazać sceny macierzyństwa rysi czy wilków, to nie możemy liczyć na zdjęcia wyłącznie dzikich zwierząt. Zresztą pokazując sceny z życia mrówek w mrowisku, też musimy zrobić je częściowo w hodowli.

Dla lepszego zrozumienia idei, którą kieruje się małżeństwo Walencików, warto dodać, że dla nich w zdjęciach przyrodniczych liczy się przede wszystkim to, co one pokazują, a nie jak lub gdzie zostały zrobione. Oczywiście bez przesady – na przykład w naszej najnowszej produkcji zwierzęta giną, bo taki jest scenariusz serialu. Ale wszystko jest zagrane, a z ciał leje się sztuczna krew. Naszą rolą było zrobienie tego w taki sposób, by widz uwierzył w te śmierci. W rzeczywistości zwierzętom, które hodowaliśmy dla potrzeb zdjęć, nie stała się krzywda.

Wydaje się, że w filmie czy fotografii przyrodniczej ścisłe trzymanie się wytyczonych założeń, a do tego realizowanie ich przez długie lata, jest praktycznie niemożliwe. Raz zawiedzie pogoda, kiedy indziej nie dopiszą zwierzęta. Jednak Bożena i Jan Walencikowie, min. dzięki żmudnej i pracochłonnej hodowli zwierząt, realizują plany, które ułożyli przed siedmiu, a nawet więcej laty. – Pewnie, że mam wielką ochotę pochodzić z kamerą po puszczy „za ogonem żubra”, a nie oglądać i kręcić te zwierzęta w zagrodach. Ale z drugiej strony dzięki hodowli mam zaszczyt znajdować się w gronie kilku, no może kilkunastu osób na świecie, które widziały i filmowały poród wilka. Norę, w której to wszystko się działo odtworzyliśmy bardzo pieczołowicie, na podstawie wielu zdjęć oraz obserwacji terenowych innych nor wilczychDzięki temu będziemy mogli obejrzeć tę niedostępna zwykłym śmiertelnikom sytuację również my.

– Hodowla zwierząt to szalona odpowiedzialność i trzeba pamiętać, że trzymając zwierzęta musimy stworzyć im warunki w możliwie dużym stopniu przypominające naturalne – mówi nasz gość. – A więc jeśli np. mamy drapieżniki, musimy zapewnić im do jedzenia mięso. I nie ma co ukrywać, że człowiek dla dobra takiego zwierzęcia musi uśmiercać inne zwierzęta. Wilka czekoladą nie nakarmimy. Zapewne u wielu osób zrodzi się w tym momencie pytanie: A co z etyką? Czy hodowanie zwierząt, by je potem filmować czy fotografować jest zachowaniem etycznym? – Właściwie rzecz można ująć jednym słowem – odpowiedzialność. Jeśli zachowujemy się wobec zwierząt odpowiedzialnie, to niby dlaczego nie mamy ich hodować i fotografować. Powiem jeszcze coś. Otóż często obracamy się w świecie hipokryzji. Wielu, nawet uznanych fotografików czy filmowców, oficjalnie twierdzi, że fotografowanie ,,swojaków” jest naganne, że to faux-pas. Ale we własnej pracy nie stosują tej reguły. Mało tego, na świecie, w Polsce zresztą też, powstają kodeksy etyczne, które uznają, że np. bezkręgowce można przenosić do studia, a ssaków już nie. Dlaczego właśnie tak? Przecież istnieją dziesiątki sposobów, by stymulować przyrodę bez przenoszenia jej do studia, a które mogą mieć poważne negatywne skutki dla zwierzęcia. Dlatego najważniejsza jest odpowiedzialność.

Ale nie tylko precyzyjny zamysł i chęć wiernego pokazania przyrody są istotne przy hodowaniu zwierząt. Odpowiedzialność za nie wiąże się również z możliwością stworzenia zwierzętom odpowiednich warunków, zapewnienia właściwej opieki (z weterynaryjną włącznie), spokoju, transportu itd. Wszystko to wymaga olbrzymiego nakładu pracy, umiejętności i funduszy. Poza tym nic takiego nie może odbywać się bez specjalnego zezwolenia Ministerstwa Środowiska. – W ciągu ostatnich lat mieliśmy tysiące zwierząt, oczywiście hodowanych z odpowiednimi zgodami. Tysiące, bo najwięcej było mrówek – śmieje się pan Jan – ale opiekowaliśmy się również kilkunastoma wilkami, rysiami, borsukami, jenotami, bobrami, wieloma ptakami i drobnymi ssakami. W sumie zebrałoby się dobre kilkadziesiąt gatunków. Co z tego wynikło? Mam nadzieję, że już niedługo wszyscy będą mogli się o tym przekonać oglądając naszą najnowszą produkcję pt. Saga prastarej puszczy.

WOJCIECH SOBOCIŃSKI

CYTAT. Tekst z Lasu Polskiego,  30.10.2007 r.